Temida jest kobietą Temida jest kobietą

Ekonomika procesowa – co to takiego?

Jakiś czas temu na swoim twitterze napisałam, że sąd właśnie wyznaczył mi kolejną rozprawę… w lutym 2015 r. Taki odległy termin wyznaczył w sprawie jeden z Sądów Okręgowych w Warszawie.

No cóż, sąd ma takie terminy, trudno. Tylko dlaczego mnie tak to irytuje.

Bo sędziowie często nie zważają na przepisy … oraz sytuację stron.

Prowadzę wiele spraw z zakresu ubezpieczeń społecznych (o renty, emerytury, zasiłki czy podleganie ubezpieczeniom społecznym), prawa pracy czy też związanych z błędami medycznymi.

W tych sprawach często kluczową rolę odgrywa… czas. Klienci bowiem zazwyczaj muszą czekać na świadczenie, zadośćuczynienie czy odszkodowanie aż do uprawomocnienia się wyroku.

Odpowiedź na odwołanie

W sprawach, w których przeciwnikiem jest ZUS mało kto wie, że ten organ w wyniku odwołania płatnika… może zmienić swoją decyzję. W praktyce nigdy się z tym nie spotkałam. Wygląda to tak, że odwołanie leży sobie 29 dni, by 30-go dnia urzędnik napisał odpowiedź, że odwołanie jest niezasadne… i przekazał sprawę do sądu. Odpowiedź na odwołanie zazwyczaj nie zawiera żadnego wniosku dowodowego.

Przepisy

Sąd przesyła odpowiedź i najczęściej zakreśla termin na złożenie twierdzeń i dowodów, pod rygorem ich pominięcia zgodnie z art. 207 par. 3 kpc:

Przewodniczący może także przed pierwszym posiedzeniem wyznaczonym na rozprawę zobowiązać strony do złożenia dalszych pism przygotowawczych, oznaczając porządek składania pism, termin, w którym należy je złożyć, i okoliczności, które mają być wyjaśnione. W toku sprawy złożenie pism przygotowawczych następuje tylko wtedy, gdy sąd tak postanowi, chyba że pismo obejmuje wyłącznie wniosek o przeprowadzenie dowodu. Sąd może wydać postanowienie na posiedzeniu niejawnym.

 

Ważny jest też par. 6 tego samego artykułu:

Sąd pomija spóźnione twierdzenia i dowody, chyba że strona uprawdopodobni, że nie zgłosiła ich w pozwie, odpowiedzi na pozew lub dalszym piśmie przygotowawczym bez swojej winy lub że uwzględnienie spóźnionych twierdzeń i dowodów nie spowoduje zwłoki w rozpoznaniu sprawy albo że występują inne wyjątkowe okoliczności.

Żeby było ciekawiej mamy jeszcze jeden przepis:

Art. 217. § 1. Strona może aż do zamknięcia rozprawy przytaczać okoliczności faktyczne i dowody na uzasadnienie swoich wniosków lub dla odparcia wniosków i twierdzeń strony przeciwnej.
§ 2. Sąd pomija spóźnione twierdzenia i dowody, chyba że strona uprawdopodobni, że nie zgłosiła ich we właściwym czasie bez swojej winy lub że uwzględnienie spóźnionych twierdzeń i dowodów nie spowoduje zwłoki w rozpoznaniu sprawy albo że występują inne wyjątkowe okoliczności.
§ 3. Sąd pomija twierdzenia i dowody, jeżeli są powoływane jedynie dla zwłoki lub okoliczności sporne zostały już dostatecznie wyjaśnione.
Zasadą jest więc możliwość powoływania dowodów, aż do zamknięcia rozprawy – pod warunkiem jednak, że nasz wniosek nie jest spóźniony, lub też nie jest złożony w celu przewlekania postępowania.
 

A jaka jest praktyka?

Czasami mam nieodparte wrażenie, że zasady te nie dotyczą pełnomocników ZUS.
Stajemy na rozprawie – ja i klient/klienci (często sąd na pierwszą rozprawę nie wzywa zawnioskowanych świadków, co skutkuje odroczeniem sprawy – na kolejny termin). A tu pełnomocnik wnosi o przeprowadzenie dowodów – np. o zobowiązanie płatnika do przedstawienia dokumentów, kontrahentów, o przesłuchanie kogoś na jakaś okoliczność.
 
Pytanie – dlaczego tych wniosków nie złożono w odpowiedzi na odwołanie – choć wówczas była taka możliwość???
 
Zgłaszanie takich wniosków na tym etapie to jawne przewlekanie postępowania, ponieważ można je było zgłosić wcześniej. Ekonomika procesowa w tym momencie idzie w odstawkę.
Wstaję i to mówię – że sąd powinien oddalić wnioski dowodowe jako spóźnione, bez uprawdopodobnienia, iż wcześniej nie można ich było zgłosić, powoływane jedynie dla zwłoki.
I co?
Sąd takie wnioski dopuszcza i w tym celu… odracza rozprawę. Często na termin z urzędu.
Oznacza to, że musimy czekać.
I nic w tym dziwnego, że sprawy o zasiłek toczą się potem nawet dwa lata, a sprawy medyczne – po kilka lat.

Problem? Jaki problem?

Najsmutniejsze jest to, że sędziowie nie widzą w tym żadnego problemu. Przecież kiedyś rozsądzą każdą sprawę. A że nie potrafią zawiadować procesem?
Czasami, w sprawach w których wiem, że będzie jeszcze kilka rozpraw proszę sąd o zaplanowanie kilku terminów od razu – znacznie skróci to czas procesu. Sędziemu łatwiej sądzić (zna sprawę, przy długich przerwach trzeba ją sobie przypominać), stronom też jest wygodnie. W taki sposób udało się w dużym procesie słuchać  kilkunastu świadków w miesiąc – spotykaliśmy się co tydzień w poniedziałki lub czwartki (były to dni wokand tego sędziego).
Niestety taki przypadek jak opisany powyżej jest wyjątkiem.
Często zdarza się, że pierwsza rozprawa… trwa 10 minut. Sąd bowiem pyta tylko o stanowiska stron i o co w sprawie chodzi. Właściwe postępowanie dowodowe toczy się dopiero od kolejnej rozprawy, która w dużych miastach odbywa się średnio… za pół roku. I gdzie tu ekonomika procesowa?
A z czego w tym czasie ma żyć osoba, której ZUS odmówił renty, matka bez zasiłku macierzyńskiego, za co opiekunowie chorego dziecka mają je rehabilitować?
I jak to wytłumaczyć klientowi?
 
 
Włącz się do dyskusji

Wkurzająca praktyka – i ZUS-u, i sądów. Nawet odsetki za okres postępowania sądowego nie rekompensują złości na niby-prawne państwo.

Niestety, faktycznie to o czym piszesz to dość częsta praktyka. Odraczają wiele spraw, a terminy kolejnych się wydłużają, bo jedną sprawę trzeba omawiać 3 razy zamiast na pierwszej podjąć słuszną decyzję. No i fakt z czego mają żyć ludzie w trakcie trwania procesu? Tego chyba nie wie nikt …

Nic dodać nic ująć. Tak jak opisałaś jest w większości przypadków. Zdarzyli mi się jednak sędziowie, którzy nie dopuszczają w zasadzie żadnych wniosków dowodowych które nie były powołane w pierwszym piśmie procesowym. Problem polega na tym, że te przepisy dotyczą każdego – niezależnie od tego czy strona działa z pełnomocnikiem czy bez. A więc rygoryzm dotyczy nie tylko ZUS ale też strony przeciwnej. I co ma zrobić taki biedny Kowalski, który o zasiłek czy rentę walczy bez pełnomocnika i nie ma świadomości, że zgodnie z literą prawa wszystkie twierdzenia i dowody należy zgłosić w pierwszym piśmie, a sąd mu te wszystkie dowody oddali ? Więc sędziowie nie bardzo wiedzą jak te stosunkowo nowe przepisy stosować i większość sądzi po staremu. Ja osobiście czekam na jakieś orzecznictwo SN w tej sprawie, które wyjaśni wątpliwości. A póki co, jak mi sąd dopuszcza spóźnione dowody strony przeciwnej zawsze zgłaszam zastrzeżenia do protokołu w trybie 162 kpc – może przyda się w apelacji.

Czy kiedykolwiek udało się wzruszyć orzeczenie sądu I instancji ze względu na uwzględnienie przezeń spóźnionego wniosku dowodowego strony przeciwnej?
Obawiam się, że w systemie dyskrecjonalnej władzy sędziego jest to baaardzo trudne.

Mówiąc brutalnie, dlaczego MÓJ klient ma mieć w sądzie lepiej/gorzej niż inni?
A planowanie terminów sprawdza się tylko na papierze. Miałem sprawę w SO, gdzie sędzia wyznaczył wszystkie przesłuchania na dwa kolejno następujące po sobie dni. Udało się przesłuchać dwie osoby z pięciu (z pominięciem przesłuchania szóstej), proces zakończył się dziesięć miesięcy później…

Ja raz wyznaczyłam przesłuchanie stada świadków w jednej sprawie na dwie następujące po sobie sesje. Pierwsza sprawa trwała dziesięć minut, bo strony powiedziały, że chcą ugody. I potem musiałam pisać wyjaśnienia, dlaczego zakończyłam sesje tak wcześnie.

Niestety praktyki ciągłego odraczania terminów i 10 minutowych sesji to pokłosie wielu czynników. Należą do nich m.in. skargi na przewlekłość postępowania (ważne jest, aby były jakieś czynności co jakiś czas, z sensem bywa różnie – jeżeli sędzia wyznaczy – tak jak to powinno wyglądać – termin, na, na który wezwie wielu świadków, to statystycznie wypadnie źle – mało spraw na sesji, do tego sesje w danej sprawie rzadziej – np. zamiast raz na 2 miesiące – co wedle 'nadzorców’ nie jest przewłoka – co 5 miesięcy, co chociaż jest sensowne, to już grozi problemami). Problemem jest zatem 'królowa nauk’, czyli statystyka. Na to nakładają się koszmarne referaty, często po po 700-1000 spraw, co przekłada się na czas trwania postępowań. Pozdrawiam znad akt. 02:48 am

Na samo słowo ZUS robi mi się niedobrze. Polskie sądy niestety nie są lepsze, o czym dobitnie i wielokrotnie słyszy się w TV, gazetach czy radio. Wydaje mi się, że nasze sądownictwo wymaga sporych zmian i reform, bo procesy trwające po kilka lat rujnują i niszczą ludzi i ich firmy.

Wiadomo, są równi i równiejsi… Niestety polskie instytucje nie kierują się zdrowym rozsądkiem czy też współczuciem, czym po prostu ranią osoby które nie mają możliwości aby się bronić czy dowodzić swoich racji. A w przypadku zusu… ręka rękę myje.

Masakra. Ale i tak lepiej przynajmniej znać termin. Mnie przed ośmioma laty Sąd Rejonowy w Zawierciu skazał w postępowaniu niejawnym 😀

Znaczna większość „instytucji” to bezduszne machiny, które robią swoje, m.in. w oparciu o statystyki. Równi i równiejsi byli, są i będą i nie wydaje mi się, żeby miało się to zmienić.
Dla przeciętnego Kowalskiego już sama myśl o sprawie w sądzie jest wystarczająco przerażająca, a czekanie na nią kilka miesięcy to wyjątkowy stres.

Nieciekawie to wygląda. Co prawda już słyszałem o tym, że polskie sądy są powolne, jednak nigdy nie czytałem tak dobitnych przykładów na to.
Dopóki nie zmieni się prawo, mogę jedynie trzymać kciuki, by wszystko szybko szło. Jednak po przeczytaniu wpisu mam wrażenie, że niestety skończy się na trzymaniu kciuków.

A jak mnie to irytuje w sprawach rodzinnych – tu upływ czasu ma kolosalne znaczenie! Dziecko po jakimś czasie przyzwyczaja się do nowych warunków. Pewnych sytuacji nie da sie już odkręcić. Czasem ręce opadają. Bezsilność to jedno z gorszych uczuć targających pełnomocników.

Masz rację. Najczęściej na powolnym prowadzeniu spraw cierpią więzi rodzinne na linii dziecko-ojciec.
Co ciekawe coraz większa liczba ojców walczy o prawo do swoich dzieci 🙂

Jak ktoś kiedyś powiedział „Są równi i równiejsi” a co do ZUS-u to mam nie miłe wspomnienia. Jak oni mają mi zapłacić złotówkę to nie wysyłają bo to za mało ale jak ja im muszę oddać 20 groszy to muszę wydawać 3 zł za przelew to jest chore.

„W sprawach, w których przeciwnikiem jest ZUS mało kto wie, że ten organ w wyniku odwołania płatnika… może zmienić swoją decyzję. W praktyce nigdy się z tym nie spotkałam.”

Bo takie sprawy zazwyczaj nie trafiają do sądu i nikt nie potrzebuje pełnomocnika.
Ja widziałam, jak ludzie dołączali do odwołania jakieś istotne dokumenty i ZUS brał je pod uwagę.

Witam,
To ma Pani zupełnie odmienne doświadczenia niż ja w swojej kancelarii analizując sprawy klientów.
Po pierwsze ZUS w odpowiedzi na odwołanie powiela argumentację z decyzji zupełnie pomijając to co się w odwołaniu napisało i jakie dowody złożyło. Co więcej ZUS dalej powiela błędy np. wskazując przepisy, które przedsiębiorców nie dotyczą.
Po drugie spraw do sądów trafia coraz więcej – stwierdzam to choćby po rosnącej liczbie klientów w sprawach dotyczących ubezpieczeń.

Napisz do mnie kancelaria@przyborowska.eu Zadzwoń +48 600 375 279