Kto uważnie czyta Temida Jest Kobietą ten wie, że każdego roku jestem na Kongresie Kobiet.
Tak było i tym razem. To był mój czwarty Kongres. I kolejny raz zabrakło zorganizowanej reprezentacji z kujawsko-pomorskiego. A szkoda, tym bardziej, że Kongres Kobiet to nie tylko coroczny zjazd w Sali Kongresowej, ale również kongresy regionalne.
Jak co roku program był bardzo bogaty. W pierwszej sesji członkinie Gabinetu Cieni Kongresu Kobiet przedstawiały programy „swoich ministerstw”. Potem przepytana została Agnieszka Kozłowska-Rajewicz. Z sesji równoległych wybrałam się na pierwszą część panelu poświęconego mężczyznom (na więcej tego dnia nie pozwoliły mi obowiązki zawodowe).
Generalnie zauważyłam, że Panowie coraz bardziej interesują się Kongresem i chyba przestają go uważać wyłącznie „za spęd feministek”.
Bo Kongres naprawdę jest bardzo różnorodny. Przyjeżdżają na niego kobiety z całej Polski – starsze, młodsze, z małych miast i wsi.
Kongresowiczki różne w swych poglądach mają jeden cel – by połowa społeczeństwa tego kraju była wysłuchana, a jej zdanie brane pod uwagę.
Przykład – w programach publicystycznych eksperci to głównie mężczyźni, politycy również. Ekspertki i posłanki zapraszane do debaty to niewielki procent rozmówców. Dlaczego?
Co z tego, że od wczoraj mamy urlop rodzicielski, gdy w praktyce będzie na nim głównie matka…
Nadal w parlamencie czy radach nadzorczych spółek jest za mało kobiet (to ostatnie obiecał zmienić w spółkach Skarbu Państwa premier Tusk gdy przykuśtykał do Kongresowej na swoje wystąpienie).
V Kongres Kobiet dał odpowiedź na jedno ważne pytanie – czy przekształcić się w partię, czy pozostać ruchem społecznym. Ja osobiście, nauczona doświadczeniem, nie jestem za tworzeniem nowej partii. Większość Pań w Kongresowej też tego nie chce (48%). Ale – co ważne powstanie rada polityczna, która będzie szkolić i wspierać kandydatki w nadchodzących wyborach.
Włącz się do dyskusji