Apelacja potrzebna na już
Sytuacje jak ta, którą opiszę poniżej zdarzają mi się coraz częściej.
„-Dzień dobry, pani mecenas. Ratunku! Potrzebna apelacja. Termin mija za 3 dni! Napisze mi ją Pani?
-Dzień dobry. Apelacji? Od jakiego wyroku? Co się stało?
-Przegrałam sprawę, bo sąd uwierzył we wszystko, co napisał ZUS„
Gdy dzwoni zdesperowany klient z pilną potrzebą napisania mu apelacji, to jeszcze często damy radę coś zrobić. Gorzej, gdy ktoś budzi się na etapie przegranej w obu instancjach. Idzie więc po sprawiedliwość „do trzeciej instancji” za jaką powszechnie (a niesłusznie) uważa się Sąd Najwyższy. Tam jednak jest wymóg reprezentowania przez profesjonalnego pełnomocnika, więc często rozpoczyna się szukanie mecenasa na ostatnią chwilę.
Ja lubię prowadzić sprawy od początku, mam wówczas nad nimi pełną kontrolę. Wchodzenie w sprawę dopiero na etapie apelacji może być trudne i czasami nawet najlepszy specjalista niewiele jest w stanie zrobić (np. zgłosić wnioski dowodowe, bo są spóźnione).
Przegrana w I instancji
Główne przyczyny, że sprawa trafia do mnie dopiero na etapie apelacji są dwie:
- sprawa była dla Klienta tak prosta i oczywista, że wydawało mu się, że sąd nie może orzec inaczej niż tylko na jego korzyść;
- następuje zmiana pełnomocnika, bo poprzedni „sprawy nie udźwignął”
To, że Klienci próbują sami wygrać sprawy oszczędzając na prawniku – rozumiem. Tylko, że w przypadku przegranej odbija im się to czkawką, bo napisanie apelacji „na wczoraj’ często kosztuje tyle samo co poprowadzenie całej sprawy.
Gorzej, gdy mam do czynienia z przypadkiem z pkt. 2. Często Klienci zanim trafią do mnie wybierają prawnika z polecenia rodziny (albo prawnika z rodziny), tego który jest tańszy, a niekoniecznie jest fachowcem. Panuje przekonanie, że sprawy z zakresu ubezpieczeń społecznych są proste i poradzi sobie z taką sprawą każdy mecenas. Jeżeli też tak myślisz, to jesteś w błędzie. Zawsze wybierz specjalistę.
O tym jak jest to ważne jakiś czas temu przekonała się jedna z moich Klientek, której prawnik (znajomy rodziny) krótko mówiąc „zawalił sprawę”. Przyszedł do sądu nieprzygotowany, nie wiedział jakie pytania zadawać stronom, nie złożył żadnego (!) wniosku dowodowego. O tym, że jest wyrok z uzasadnieniem Klientka dowiedziała się po tygodniu. Całe szczęście zdążyłyśmy z apelacją 🙂
Świetny wpis – podpisuję się oboma rękami. O wiele trudniej jest prostować cudze pomysły na sprawę, a niektórych zaniedbań, czy błędów po prostu nie da się naprawić.