Pełnomocnik z urzędu – nie w sprawie ubezpieczeniowej
Historia jakich wiele.
Kobieta od kilkunastu lat choruje na stwardnienie rozsiane. Przez 12 lat pobiera rentę ZUS z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. Gdy składa kolejny wniosek lekarz orzecznik, a następnie komisja lekarska nie stwierdza całkowitej niezdolności do pracy, tylko częściową, co w praktyce oznacza obcięcie przyznawanego świadczenia o kilkaset złotych.
Kobieta kreśli kilka zdań odwołania, że decyzja jest krzywdząca i że się z nią nie zgadza. Prosi też sąd o wyznaczenie „obrońcy z urzędu” i zwolnienie od kosztów sądowych. Nie wie chyba, że sąd z kosztów jej nie zwolni, bo sprawy z zakresu ubezpieczeń społecznych są wolne od opłat sądowych.
Przepisy
Zgodnie z art. 117 kpc
§ 2. Osoba fizyczna, niezwolniona przez sąd od kosztów sądowych, może się domagać ustanowienia adwokata lub radcy prawnego, jeżeli złoży oświadczenie, z którego wynika, że nie jest w stanie ponieść kosztów wynagrodzenia adwokata lub radcy prawnego bez uszczerbku utrzymania koniecznego dla siebie i rodziny.
§ 5. Sąd uwzględni wniosek, jeżeli udział adwokata lub radcy prawnego w sprawie uzna za potrzebny.
Co zrobił sąd?
W tej sprawie sąd najpierw wezwał kobietę do złożenia stosownego oświadczenia na odpowiednim formularzu, a także przedstawienia „ostatniego odcinka renty” (decyzję o wysokości świadczenia mając w aktach) i faktur poświadczających ponoszone koszty utrzymania. Po otrzymaniu dokumentów sąd odmówił przyznania tej kobiecie pełnomocnika z urzędu uznając, iż kobietę stać na pełnomocnika z wyboru:
[pisownia oryginalna]
„Osoba dochodząca zatem swych praw przed sądem winna zatem, licząc się z koniecznością poniesienia wydatków poczynić najpierw odpowiednie oszczędności we własnych wydatkach, a dopiero gdyby okazało się to niewystarczające zwrócić się o pomoc do Państwa”.
i dalej
„W szczególności, co wymaga podkreślenia – koszt takiej pomocy stanowi kwotę 60 zł wg paragrafu 12 ust.2 rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości w sprawie opłat za czynności adwokackie oraz ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej z urzędu z dnia 28 września 2002 roku. W ocenie Sądu wnioskodawczyni jest w stanie uiścić takową kwotę”.
Co z tego wynika?
Sąd uznał, że tę Panią stać na pełnomocnika z wyboru, bo jego pomoc kosztować ją będzie… 60 zł. Zapomniał jednak, że pełnomocników z wyboru stawki z rozporządzenia ustalone prawie 13 lat temu nie obowiązują, a honorarium reguluje umowa z klientem.
Aktualizacja 2020 r.
Powiem szczerze, że pełnomocnik z urzędu w tego typu sprawach traktowany jest przez sąd jak zło konieczne. Często też odwołujący wiedząc, że sąd i tak nie przyzna im pomocy prawnej rezygnują ze starania się o nią.
Co więcej panuje przekonanie, że pełnomocnik z urzędu w tego typu sprawach się nie stara, albo nie przykłada do sprawy wysyłając na nią np. aplikanta.
Obecnie pełnomocnik z urzędu za poprowadzenie sprawy z zakresu ubezpieczeń społecznych w I instancji otrzyma 180 zł zwrotu kosztów zastępstwa ze Skarbu Państwa. Biorąc pod uwagę minimalną stawkę za godzinę pracy wychodzi, że otrzyma wynagrodzenie jak za 10.5 h pracy.
Honorarium, czyli ile?
Brzmi nieźle, prawda?
Ale to tylko pozory.
Pełnomocnik z urzędu otrzyma to honorarium po zakończeniu sprawy.
W trakcie jej trwania ponosi koszty korespondencji w sprawie: z sądem, z pełnomocnikiem procesowym ZUS (jeżeli pełnomocnikiem Organu jest jego radca prawny), czasami ze stroną, którą reprezentuje. Przyjmując, że w sprawie pełnomocnik przygotuje dwa pisma procesowe to na same znaczki wyda prawie 24 zł. Do tego koperta, papier i tusz do drukarki. I program prawniczy, żeby mieć przepisy i orzecznictwo w jednym miejscu. Utrzymanie kancelarii też kosztuje.
Pisma same się nie napiszą, ktoś też musi je zanieść na pocztę. Trzeba się też przygotować do rozprawy (albo rozpraw…) Czas i wiedza też kosztuje. Studia dzienne teoretycznie są bezpłatne, ale każdy kto studiował lub studiuje wie jak to w praktyce wygląda. Koszty aplikacji zawodowej i egzaminu zawodowego (oraz wpisu na listę) są duże i stanowią kwotę całkiem fajnego miejskiego autka.
Na rozprawę do sądu też trzeba czymś i za coś dojechać. Nawet tramwajem, co ja akurat często praktykuję (w Warszawie to 4.40 zł w jedną stronę).
Oczywiście liczy się czas spędzony na rozprawach, a także w sądzie (często sprawy mają opóźnienia i to spore – czekanie godzinę lub więcej nie jest niczym niezwykłym).
Jeżeli pełnomocnik sam nie może przyjść na rozprawę, musi zapewnić zastępstwo innego radcy prawnego, adwokata lub aplikanta. Substytucje też kosztują. Stawki z reguły zaczynają się od 150 zł netto – w górę, przy czym radcowie i adwokaci biorą więcej niż aplikanci.
Podliczając to wszystko pełnomocnikowi z urzędu za prowadzenie takiej sprawy z urzędu w kieszeni zostaje….
Tak, wiem – my pełnomocnicy wykonujemy zawód z misją (wpajają nam to od pierwszego roku studiów), powinniśmy nieść pomoc itd. I to robimy. Każdy w ramach możliwości.
Ale kancelaria prawna to biznes, jak każdy inny. Praca, która zapewnić ma utrzymanie prawnikowi i jego rodzinie.
Konkluzja
Patrząc na stawki z rozporządzenia mamy odpowiedź dlaczego pełnomocnicy nie lubią prowadzić spraw z zakresu ubezpieczeń społecznych. Powiem więcej – wielu nawet nie tyka tej materii, bo można praktykować w bardziej opłacalnych dziedzinach prawa.
I to się niestety nazywają absurdy naszej władzy… Ciekawy jestem, któż mądry pisał w sądzie to pismo bo po pierwszym zdaniu to można pomyśleć, że ktoś mało rozgarnięty tworzył to masło maślane. Nie znam się aż tak bardzo na procedurach, ale czy od takiej odmowy przysługuje jakieś zażalenie? Współczuje tej kobiecie…